niedziela, 11 sierpnia 2013

Imagin (part 5/5)

Hej :* Dziś wyjątkowo napiszę parę słów na początku. To ja, Klaudia XD Nie pisałam tu nic już tak długo, że może mnie nie pamiętacie. Przepraszam Was bardzo, że tak długo się zeszło, ale wiecie: sprawy prywatne, poza tym nie chce mi się tłumaczyć. W każdym razie chciałam powiedzieć, że zdecydowałam, że nie będę tu już pisać imaginów. Odchodzę. Wiecie, rozwijam się w swoim pisaniu i imaginy już mnie nie.... 'kręcą'. Wolę pisać dłuższe historie.
Zawsze bardzo miło będę wspominać czas spędzony na tym blogu. Tutaj rozpoczęłam swoją przygodę z pisaniem. Kocham czytać Wasze komentarze i czasami nawet przeglądam stare posty, żeby powspominać. Teraz kiedy czytam moje imaginy jeszcze z początków widzę jak bardzo poprawił się mój styl pisania i myślę, że to półtora roku bardzo mnie wzbogaciło.
Podsumowując, dziękuję Wam za wszystko, za komentarze, dobre rady i uwagi. Kocham Was <33

Teraz zawsze będziecie mogli znaleźć mnie na tt (@luvmyjusten) i na nowym blogu z opowiadaniem The Island Of Death Prowadzę go z Dżaś (tez pisała tu imaginy). Będziemy nam bardzo miło jak zajrzycie od czasu do czasu :))

No, nie przedłużam ;3


Polecam piosenkę: We Own It


  Dlaczego ja? Siedziałam na krześle. Moje stopy były związane, ręce też. Z oczu spływały mi łzy podczas gdy Mulat obserwował mnie z szerokim uśmiechem na twarzy. Podszedł do mnie i pochylił się nad moją twarzą. Jego dłoń objęła mój policzek, a ja już dostawałam odruchów wymiotnych.
- Taka piękna. Aż szkoda, że zaraz będziesz musiała zginąć – szepnął.
Zacisnęłam oczy, a cichy jęk wydobył się z moich ust.
- A wiesz co w tym wszystkim jest najsmutniejsze? – zagadnął. – Możesz podziękować za to swojemu kochanemu chłoptasiowi, Harry’emu.
- Jesteś potworem! – wykrzyczałam.
On tylko zaśmiał się cierpko i wstał.
- Może i jestem, ale nie większym niż Styles. Ty chyba nie wiesz co on robił kiedy nie było go przy tobie. – usiadł na drugim krześle zaraz naprzeciwko mnie. – Myślę, że najwyższa pora się uświadomić, Księżniczko.
- Nic o nim nie wiesz – syknęłam patrząc mu w oczy.
- I tu się mylisz – wytknął mi. – Harry to gangster. Razem z Tomlinsonem byli członkami gangu. Ich zadaniem było dawanie nauczki. Raz na zawsze. Kiedy ktoś nie zapłacił za narkotyki, które mu dostarczono musiał ponieść konsekwencje. Przychodzili do niego Harry i Louis. Jedna wymierzona w głowę kula i gotowe. Potem trzeba było jeszcze tylko zakopać ciało i po robocie. I tak kilka razy w tygodniu.
- Kłamiesz!
- Harry to morderca – powiedział kompletnie ignorując moje słowa.
Po tym wstał i podszedł do komody. Chwycił w dłonie ramkę ze zdjęciem i ponownie podszedł do mnie.
- Widzisz go? – wskazał palcem na chłopca z brązowymi włosami stojącego zaraz obok małego mulatka. – To jest Liam. Mój brat przyrodni. Był dla mnie wszystkim. Kochałem go i chroniłem. Pilnowałem aby był z dala od wszystkich spraw związanych z moją, nie do końca legalną pracą. Wtedy przyszedł Harry i z zimną krwią go zabił. A wiesz dlaczego? Tylko, bo jak sam powiedział: gówniarz mu przeszkadza. Pozbawił mojego braciszka życia, i to na moich oczach.
Gdy to powiedział kilka łez potoczyło się po jego policzkach ale szybko je wytarł.
- Nie wierzę ci – stwierdziłam obojętnie. – On by tego nie zrobił.
- A jednak – syknął w moją stronę. – I teraz ja się zemszczę.
Wziął do rąk leżącą na drewnianym stole kamerę. Włączył ją i postawił przede mną.
- Kiedy Styles wróci z więzienia, co na pewno szybko nastąpi będzie mógł obejrzeć bardzo interesujący film, z tobą w roli głównej. – oblizał usta. – Zaczynamy zabawę.
   Wyciągnął z kieszeni swoich spodni czarny rewolwer po czym przejechał jego końcówką wzdłuż mojej twarzy powodując falę dreszczy. Bałam się, cholernie się bałam. Louisa nie było, Harry’ego tym bardziej. Jakaś część mnie nadal łudziła się, że to tylko zły sen. Tak bardzo chciałabym żeby to było prawdą. Nawet nie miałam już siły płakać. Po prostu siedziałam tam, a przerażenie wypełniało mnie całą.
- Harry, dlaczego jej nie ratujesz, hm? Przecież ją tak bardzo kochasz – zakpił robiąc minę szczeniaczka prosto do kamery.
Jakim cudem facet jeszcze nie wylądował w Zielonym Centrum?
- Przestań – syknęłam.
- Nie odzywaj się! – wymierzył mi siarczysty cios w policzek.
Jęknęłam czując jak zaczyna mnie piec. Spuściłam wzrok, cichy szloch zaczął wstrząsać moim ciałem.
- Już płaczesz? A ja się nawet nie rozkręciłem – burknął.
Nie odpowiedziałam. On był taki żałosny. 
Chłopak stał nade mną z pistoletem przyciśniętym do głowy, a mi pozostała nadzieja, że po śmierci jest coś jeszcze. Cicho modliłam się do Boga, ale sama nie byłam przekonana czy w tej sytuacji to coś pomoże. Było po prostu chujowo. Siedziałam na krześle, minuty mijały, Zayn się nie odzywał, ale czułam jak jego wzrok wywierca we mnie dziurę. W pewnym stopniu nawet byłam w stanie zrozumieć to, że chciał się zemścić na Harry’m. Jeśli to co opowiadał było prawdą to mój chłopak/były/sama nie wiem kto był prawdziwym potworem i zasłużył na to, żeby cierpieć. Ale czemu kurwa moim kosztem? 
   Ugryzłam się w język próbując jakkolwiek uśmierzyć ból. Bezskutecznie. Zayn patrzył się na mnie, ale ja unikałam jego wzroku. Kilka łez spłynęło po moim policzku. Chłopak znowu miał coś powiedzieć, ale wtedy ktoś z hukiem wyłamał drzwi. Oboje spojrzeliśmy zaskoczeni w tamtą stronę, ukazały się nam dwie postacie. Pierwszą z nich rozpoznałabym wszędzie, to Louis, ale drugiego mężczyzny nie znałam. Był młody, miał blond włosy, niebieskie oczy, a na szyi wisiał fartuch kucharski. Obaj w rękach dzierżyli duże pistolety.
- Radzę ci ją puścić, Malik. Albo ta kula przebije cie na wylot! – krzyknął Louis ładując broń.
Reakcja mulata była błyskawiczna. Ponownie przyłożył rewolwer do mojej skroni i trzymał za spust.
- Chyba, nie chcesz żebym pociągnął za spust. Prawda, Tomlinson? – odparł z obrzydzeniem wypowiadając nazwisko bruneta.
Wszyscy zamilkli. Oddychałam niespokojnie obserwując całą sytuacje. Wszyscy trzej wymieniali się spojrzeniami. Atmosfera zrobiła się tak gęsta, że nawet nóż nie byłby w stanie jej przekroić. Czułam to.
- Malik, dobijmy targu – zaczął nagle Louis. – Czego chcesz w zamiast za [T.I]?
No super. Teraz jestem przedmiotem do handlu. Jak nisko można upaść…
- Kpisz sobie? – nerwowy śmiech wydobył się z ust Zayna. – Chcę żeby Styles cierpiał. I nie znam lepszego sposobu niż oglądanie jak jego ukochana dziewczyna ginie w boleściach.
Przygryzłam wargę patrząc niepewnie na Louisa, który w tym czasie zabijał wzrokiem Malika. Mówię serio, z jego oczu cisnęły sztylety podczas gdy drugi, nieznany mi chłopak stał spokojnie i wręcz z rozbawieniem wszystkiemu się przyglądał.
- Jesteś taki głupi, Zaynee – zaśmiał się, a ja rozpoznałam irlandzki akcent kiedy wypowiadał kolejne słowa. – Zabijesz dziewczynę i sam zgniesz. Po co ci to? Tylko po to żeby pomścić śmierć brata? Bez sensu.
Złość kipiała z mulata, był cały czerwony. Jego klata piersiowa unosiła się i opadała w zastraszającym tempie.
- Giń – wysyczał kierując swój rewolwer na blondyna.
Wystrzelił, a ja zamknęłam oczy nie chcąc tego widzieć, jednak kiedy usłyszałam charakterystyczny śmiech nieznajomego ponownie je otworzyłam i zauważyłam, że ten uniknął strzału.
Zayn wkurzył się jeszcze bardziej, zaczął w niego strzelać, ale blondyn był na tyle zwinny i sprytny, że unikał kul w niego wycelowanych. W tym czasie Louis podbiegł do mnie próbując mnie rozwiązać. Przeciął sznur na moich nogach i już miał brać się za ręce kiedy opadł na mnie, a czerwona ciesz zaczęła wyciekać z jego pleców. Przerażona zorientowałam się co się stało. Skurwysyn Malik go postrzelił. Pisnęła ze strachu kiedy martwe ciało Louisa leżało na mnie. Nie oddychał.
- Boże, Lou – szepnęłam, a łzy zaczęły lać się z moich policzków. – Nie umieraj!
Wtedy Zayn znowu skierował pistolet w moją stronę. Podniosłam zrozpaczona wzrok i tym razem byłam już pewna. To jest mój koniec. Miło było, ale się skończyło. Pora umierać. 
- Ostatnie słowo, [T.I]? – spytał zadowolony z siebie.
- NIENAWIDZĘ CIĘ! – krzyknął ktoś i to wcale nie byłam ja.
W ciągu kilku sekund za Malikiem pojawiła się doskonale mi znana burza loków.
- Harry? – wytrzeszczyłam oczy.
Chłopak przyłożył karabin do piersi Mulata i patrząc mu prosto w oczy syknął:
- Jak śmiałeś, położyć swoje brudne łapy na [T.I]?! Jak?!
- Jak śmiałeś zabić Liama? – odparł.
Styles splunął.
- Zabiję cię – warknął potrząsając nim. – Ostatnie słowo? – powtórzył wcześniejsze słowa Zayna.
- Widzimy się w piekle, Styles – zasalutował po czym pocisk został wystrzelony w jego pierś.
Harry puścił jego bezwładne ciało, a jego zielone tęczówki od razu spotkały moje. Podbiegł do mnie zauważając  martwego Louisa. Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam. Obraz też nagle stał się taki zamazany. Ojej, chyba odlatuję…

*

- [T.I], [T.I]… - ktoś z bardzo irytującym głosem mnie wołał.
Niechętnie, ale otworzyłam oczy. Uderzyła mnie rażąca biel pomieszczenia, w którym się znajdowałam. Jęknęłam.
- Gdzie ja jestem? – spytałam krzywiąc się.
- Jesteś w szpitalu. Zemdlałaś – powiadomiła mnie kobieta w białym kitlu. – Ale już wszystko w porządku.
- A co z Harrym, Louisem? Oni żyją? – zaczęłam się dopytywać przypominając sobie strzelaninę w mieszkaniu Zayna.
- Kto? – zapytała chichocząc. – Chyba ci się coś śniło. Zemdlałaś, bo dostałaś na w – fie piłką w głowę. Przywiózł cię tu nauczyciel.
Że co?! Ja… Jezu…
Wytrzeszczyłam oczy, a wtedy zobaczyłam na półce obok mnie najnowsze wydanie „Bravo” a na głównej stronie zdjęcie One Direction.
O ja pierdolę! Czyli… To mi się wszystko śniło? Słodki Boże. Dobra, wiecie co? Nieważne….

                                                                          THE END
                                                                                                              By Klaudia